wtorek, 25 października 2016

Pielęgnacja koreańska po polsku

Ostatnio zrobiło się głośno na temat koreańskiej pielęgnacji twarzy, a to wszystko za pomocą Red Lipstick Monster, która w jednym ze swoich filmów poleciła nam książkę pod tytułem "Sekrety urody Koreanek" napisanej przez Charlotte Cho. Autorka książki to Koreanka mieszkająca od urodzenia w Kaliforni, która spontanicznie wyjechała w "rodzinne strony" i rozpoczęła tam swoją przygodę z urodą. Książka jest bardzo fajnie napisana, w formie bardziej opowiadania niż poradnika o urodzie, dzięki czemu przeczytałam ją błyskawicznie i odziwo bardzo dużo rzeczy zapamiętałam. Ja pielęgnacją twarzy i ciała interesuję się mniej więcej od 14 roku życia, wtedy zaczęłam borykać się z problemem bardzo obfitego trądziku młodzieńczego, nie tyle na twarzy, co na plecach. Wypróbowałam przemnóstwo sposobów na pozbycie się, zminimalizowanie, czy też ukrycie tego problemu, jednak bardzo często problem wracał ze zdwojoną siłą. Ta książka to był jeden z moich wielu eksperymentów, które przeprowadziłam na swoim ciele.

Książka zaopatrzyła mnie w bardzo cenne informacje, które moi dermatolodzy zwykle pomijali, nie wiedzieć czemu.. Np. fakt, jak bardzo słońce szkodzi skórze ubierali w suche słowa "nie chodzić na solarium, nie leżeć plackiem na słońcu".
Najczęściej walczyłam z wypryskami próbując je wysuszyć. Okazało się, że wysuszając skórę, tylko ją podrażniam, a problem się nasila.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdą z nas stać na to, żeby ot tak pójść do księgarni i kupić książkę za prawie 40 zł. Ja sama książkę pożyczyłam od Aurelki. Warto zapytać znajomych czy posiadają taką książkę i pożyczyć, np. za czekoladę a pieniążki przeznaczyć na kosmetyki, o których w tej książce mowa. Prawda, że prościej?

Autorka w książce poleca koreańskie kosmetyki do pielęgnacji twarzy i do makijażu, jednak na każdym kroku podkreśla, że niekoniecznie muszą być to TE konkretne kosmetyki. Tym bardziej, że nie kosztują one groszy. Próbując znaleźć te kosmetyki w internecie natknęłam się na takie strony jak myasia.pl czy cocolita.pl i tam możemy kupić kosmetyki koreańskich firm. Ale co zrobić, gdy nas zwyczajnie na nie nie stać? Postanowiłam nie wydawać kupy pieniędzy na kosmetyki, których zakup powtarzam na bieżąco i poszukać odpowiedników tychże produktów w polskich drogeriach, które są dostępne w każdym mieście.


Jak wygląda koreański rytuał pielęgnacyjny:




Koreański rytuał pielęgnacyjny liczy sobie 10 kroków, ale spokojnie. Nie codziennie wykonuje się wszystkie 10 kroków. Niektóre wykonuje się 1-2 razy w ciągu tygodnia.

Koreańczycy na pierwszym miejscu stawiają zawsze porządne oczyszczanie twarzy, a nam Polakom (tak, mam tu na myśli również panów) nie pozostaje nic innego jak brać z nich przykład. Stąd pierwszy krok, czyli oczyszczanie, jednak liczy on sobie aż trzy fazy. Dlaczego? Bo czysta buzia - to zdrowa buzia. :)

1. Demakijaż i olejek myjący.

Nie ma nic bardziej przyjemnego w oczyszczaniu twarzy jak masaż przy użyciu olejku myjącego. Zwykle jest to mieszanka różnych olejków, które najpierw wmasowujemy w buzię. To pozwala wszystkim substancjom oleistym i sebum rozpuścić się, a tego nie osiągniemy nawet płynem miceralnym. Potem dodajemy odrobinkę wody, wtedy olejek zmienia się w delikatne mleczko, które oczyszcza skórę nie powodując przy tym żadnych podrażnień. Po chwili całość zmywamy ciepłą wodą.
Póki co na polskim rynku kosmetycznym jest dość mało takich produktów, ale myślę, że już niedługo będziemy mieli ogromny wybór w tej kategorii, gdyż staje się to coraz bardziej popularne. Ja używam olejku myjącego firmy Bielenda, która ma już w swojej ofercie cztery różne olejki myjące, jeden z nich zawiera większą ilość kwasu hialuronowego, który ekstra nawilża cerę, drugi zawiera więcej pro-retinolu, inny zawiera olejek różany, który łagodzi zaczerwienienia i uspokaja cerę naczynkową. Podobne olejki oferuje firma kolastyna. Ja używam tego pierwszego, a wszystkie możecie dostać w Rossmannie.














2. Kosmetyk myjący na bazie wody. 

Żel, krem, lub pianka do mycia twarzy. Kiedy żele i kremy przepełniają półki z kosmetykami do pielęgnacji - pianek jest zaledwie kilka. Te najbardziej dostępne to np. pianka firmy Undertwenty, która przeznaczona jest raczej do cery młodzieńczej skłonnej do wyprysków. Każdy kosmetyk dobiera się na podstawie indywidualnych potrzeb. Ważne jest, żeby kosmetyk był na bazie wody, nie zawierał alkoholu oraz substancji, które Was uczulają. Wystarczy sprawdzić to zerkając na pierwsze czynniki składu produktu. Zapytasz teraz "to po co mi olejek, skoro i tak myję później buzię żelem czy tam pianką?" Otóż dlatego, że ani sama pianka, ani sam olejek nie zmyją wszystkich zanieczyszczeń z Twojej twarzy. Dla upewnienia się, że buzia jest czysta, myjemy ją dwa razy. Ja używam do tego żelu do twarzy firmy Undertwenty AntiAcne, jednak już czuję, że to co miał zdziałać na mojej twarzy to zdziałał, a kolejne jego użycia nieco zaczynają wręcz podrażniać moją już zdrową skórę, a co za tym idzie - muszę zmienić kosmetyk na delikatniejszy. :)














3. Tonik.

Jest to produkt, którego wiele z nas nie lubi. Ja też nie lubiłam go, bo twierdziłam że wszystkie toniki szczypią i ściągają skórę zbyt mocno. Ważna zasada: jeśli szczypie, to nie znaczy że działa. Żaden produkt nie powinien szczypać ani za bardzo ściągać skóry. Jeśli Twój tonik tak działa - zmień go. Tonik nie tylko oczyszcza dogłębnie skórę, ale też przygotowuje ją do wchłonięcia kolejnych kosmetyków pielęgnacyjnych. Gdy pominiemy tonik, kremy nie wchłonią się tak głęboko, więc ich działanie będzie słabsze. Ja ostatnio skusiłam się na zakup toniku różanego firmy Evree pod wpływem dobrych recenzji i obietnic producenta i muszę powiedzieć, sprawdza się. Będąc pewna, że to produkt słabo dostępny szukałam go w internetowych drogeriach, jednak przy okazji szybkich zakupów okazało się, że taki produkt mogę już dostać w Rossmannie. Plus dla nich. :) Po użyciu toniku skóra nie piecze, nie ściąga się, a kosmetyki wchłaniają się świetnie.




4. Peeling

Wszyscy wiemy do czego służy peeling, tłumaczyć raczej nie muszę. A jeśli muszę to peeling służy do złuszczenia martwego naskórka, dzięki czemu komórki szybciej się regenerują a buzia jest ładna i gładziutka. Złuszczać buzię powinno się pi razy oko, raz w tygodniu. W zależności od potrzeb i tego, czy buzia jest wrażliwa. Grubość ziarenek decyduje o tym, czy delikatnie złuszczymy i oczyścimy policzki, czy też potraktujemy się niczym papierem ściernym, jeśli ktoś ma skłonność do suchych skórek lub skóra twarzy nie jest bardzo wrażliwa, może używać grubo ziarnistych peelingów. Ja sama używam delikatnego peelingu Under 20, bo nie mam potrzeby złuszczać buzi bardziej. Sporadycznie, raz w miesiącu robię sobie mini-zabieg mikrodemrabrazji w domu saszetką z firmy Marion, to trójfazowe połączenie peelingu  grubo ziarnistego, serum i maseczki spłukiwanej. Buzia - pupka niemowlęcia. <3 
Nie wszyscy wiedzą, ale złuszczać powinniśmy całe ciało. To poprawia krążenie, zmniejsza cellulit, skóra jest miękka i CZYSTA, a co za tym idzie - starzeje się wolniej.











Przechodzimy do pielęgnacji. W Korei wielką wagę przykłada się do nawilżania. Skóra nawilżona, to skóra miękka i pełna naturalnego blasku. Nie mylić ze świeceniem się. Nadmiar sebum to nie jest naturalny blask, którego oczekujemy. :D
Co więcej, nawilżona skóra jest mniej skłonna do wyprysków, które powstają w wyniku działania ratunkowego. Skóra jest sucha, więc organizm próbuje samodzielnie ją nawilżyć i produkuje sebum, którego nadmiar odkłada się w gruczołach łojowych i tak powstają wypryski. Nawilżona skóra produkuje mniej sebum, więc buzia się nie przetłuszcza. :)
Po kolei będziemy przechodzić od najlżejszych kosmetyków, do najcięższych. Gdy zrobimy odwrotnie, lżejsze kosmetyki zwyczajnie się nie wchłoną.

5. Esencja.

Samo to słowo brzmi superowo. Jest to najbardziej odżywcza część rytuału, dostarcza skórze najwięcej składników odżywczych i regenerujących. Nakłada się jej baardzo mało (zwykle porcje oddzielane są kropelnikami), ale dają baardzo dużo. Wklepujemy ją opuszkami palców w buzię. Póki co, w Polsce mamy totalny deficyt takich produktów, ale znając życie i firmy, które za wszelką cenę chcą prześcignąć konkurencję, już niedługo będziemy mogli w nich przebierać, do wyboru, do koloru.



6. Ampułki, koncentraty i serum.

Oczywiście nie wszystko na raz. Albo ampułka, albo koncentrat lub serum. Jak kto woli. Do tego kroku zaliczamy też lekarstwa od dermatologów. Ja osobiście używam na tym etapie tylko i wyłącznie leku przepisanego przez mojego dermatologa. Ampułek, serów i koncentratów mamy w drogeriach ile tylko się na półkach upchnęło, wybór mamy ogromny i na każdą dolegliwość możemy takie produkty sobie dobrać. To jest moment, kiedy przeciwdziałamy konkretnemu problemowi, czyli zmarszczki, trądzik itp. Szukamy chociażby w Rossmannie, Naturze czy Hebe.










7. Maseczka w płachcie.

Używa się jej 1-2 razy w tygodniu, zawsze po toniku.
W Korei jest to rzecz powszechna i nawet bardziej popularna niż tradycyjne maski, które się zmywa. Dzięki temu, że jest ona w płachcie, która ładnie przylega to twarzy, skóra jest zmuszona do tego, żeby przyjąć więcej składników odżywczych, bo one zwyczajnie nie odparują tak szybko jak w zwykłych maseczkach. W Polsce jest to jeszcze produkt ciężko dostępny i drogi. Powiedziałabym nawet że nie każdy może sobie na taki luksus pozwolić. W poszukiwaniu dobrej i taniej maski nawilżającej w płachcie natknęłam się w banalnym Carrefourze na maskę w płachcie koreańskiej firmy Skinlite. Kosztuje zaledwie 4 zł, w porównaniu do innych takich maseczek, niedrogo. 20 min relaksu a skóra jest nawilżona jak nigdy. Oczywiście w drogeriach znajdziecie dużo niewiele droższych takich produktów.





8. Krem pod oczy.

Na szczęście wybór mamy duży. Każdy z nas może niedrogo kupić krem pod oczy dopasowany do jego potrzeb, na zmarszczki, lub rozjaśnienie cieni itd. Krem pomaga krążeniu krwi pod skórą pod oczami, która jest bardzo cieniutka i wrażliwa, dlatego też nie traktujemy jej ciężkimi kremami, których używamy na całą  twarz. Specjalne kremy pod oczy są lekkie i nie podrażniają skóry, dzięki czemu zmarszczki mimiczne i cienie są mniej widoczne, a twarz wygląda na wypoczętą. Krem wklepujemy opuszkami palców, zaaplikowany roll-on'em, też wklepujemy, to poprawi krążenie i krem będzie działał szybciej.







9. Nawilżanie.

To moment, w którym używamy swojego ulubionego kremu nawilżającego. To, że znajduje się na końcu, nie znaczy jednak że się nie wchłonie tak jak powinien. Otóż wchłonie się, bez obaw. Największą wagę warto przyłożyć do nawilżania wieczorem, gdy skóra się regeneruje i wchłania więcej składników odżywczych. Istnieją maski całonocne, które nie brudzą pościeli i odżywiają i nawilżają skórę do samego rana, jednak w Polsce takich masek nie spotkałam, może ktoś z Was się na taką natknął? Ja na tym etapie używam kremu NIVEA Soft, który intensywnie nawilża. Zostawia odrobinę tłustego filmu. Postanowiłam wypróbować NIVEA Care, który tego filmu nie zostawia, jednak ten nie nawilża tak dobrze i moja skóra nie przyjęła go z otwartymi ramionami. Moim zdaniem kosmetyki Nivea nawilżają najlepiej, jeśli chodzi o kosmetyki ze średniej półki. A Wy jak uważacie?







10. Emulsja z filtrem przeciwsłonecznym.

Koreańczycy mają fisia i moim zdaniem przesadny lęk przed słońcem. Wiadomo, słońce szkodzi cerze, przyśpiesza starzenie, powoduje plamy, prowadzi do raka skóry. Treść książki zaopatrzyła mnie w cenne informacje na ten temat, jednak moje zdanie się nie zmieni - nie chcę być bladziochem. :D Wprawdzie od solarium stronię, nigdy nie byłam i się tam nie wybieram, jeszcze mnie nie pogięło. Unikam intensywnego słońca, smaruję się filtrem, jednak mam do tego taki stosunek, że jeśli człowiek jest troszkę opalony, wygląda zdrowiej. A zestarzeć i tak się zestarzejemy, prędzej czy później, umrzeć - umrzemy, jeśli nie na raka skóry, to najprawdopodobniej na inną chorobę. Jeśli się nie maluję, używam kremu z filtrem SPF 50 z firmy Isana, który daje efekt matujący i jest w białym kolorze, wtedy cera jest rozjaśniona, koloryt delikatnie wyrównany, a buzia zabezpieczona. Nie będę wyglądać jak Bill McElligott. :D Jeśli się maluję, używam bazy Rimmel z filtrem SPF25, zawsze to jakieś zabezpieczenie. Oczywiście filtr po jakichś 4 godzinach wyparowuje i trzeba się nim posmarować jeszcze raz. Wodoodporne filtry okazują się być mitem, bo mimo, że olejek na skórze zostanie, filtr ulatnia się po każdej kąpieli w wodzie. Teraz na szczęście coraz więcej kosmetyków do twarzy posiada filtry przeciwsłoneczne, co na pewno wyjdzie nam na dobre. :)







Codzienny proces w moim przypadku trwa jakieś 10 minut. O dziwo, krótko. Jednak wystarczy naprawdę chwila, żeby zadbać o siebie. Pielęgnację koreańską stosuję od jakichś dwóch miesięcy a efekty zauważyłam już po kilku dniach. Teraz mam pewność, że moja buzia jest naprawdę czysta, z twarzy zniknęła większość przebarwień i z każdym dniem jest tylko lepiej. Sporadycznie wyskakują mi tzw. stresolce, czyli drobne wypryski spowodowane nadmiarem stresu, no ale w klasie maturalnej jest to nieuniknione. Makijaż wygląda dużo lepiej i dłużej się trzyma, dzięki temu, że mam świadomość, czego moja skóra potrzebuje. Na początku nie wierzyłam w to co czytam i brałam na to wieeelką poprawkę, jednak przy jakiejś okazji, gdy pomalowałam się na szybko tj. podkład i tusz do rzęs, moja koleżanka pochwaliła mój makijaż i zapytała, jaki mam rozświetlacz, bo moja buzia się nie błyszczy, ale jest ładnie rozświetlona. To poprawiło mi humor na cały dzień i zmotywowało do napisania tego postu. 


Mit o tym, że trzeba wydać setki na kosmetyki wspomniane w książce zostaje obalony - wystarczy poczytać i dobrze poszukać. To, czego namiętnie szukasz w internecie, bo przecież w Polsce tego nie ma, okazuje się być na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko pokombinować.


Mam nadzieję, że ten post pomógł osobom, które zastanawiały się nad tym "gdzie ja to wszystko dostanę", lub "skąd ja wezmę na to pieniądze", tym, którzy chcieliby spróbować, ewentualnie tym, którzy są w tym temacie zieloni i właśnie buszują, żeby co nie co wiedzy nabyć. 


A'propos koreańskiej pielęgnacji, zapraszam na ROZDANIE, w którym można wygrać zestaw usuwający wągry koreańskiej firmy Holika Holika czyli Pig-nose clear black head 3-step kit.

Daj znać co sądzisz o tym poście.
A jak Ty dbasz o swoją skórę? 




Poprzednie posty:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz