niedziela, 25 grudnia 2016

Ulubieńcy i nieulubieńcy

Na tym blogu raczej rzadko będę wstawiać posty typu ulubieńcy i nieulubieńcy. Każdy miesiąc jest inny, jeden super udany, zabiegany i wystrzałowy, inny zaś nudny, przebimbany i przewegetowany. Takie posty będę wrzucać niekoniecznie na koniec miesiąca, ale wtedy, kiedy dużo mi się tych ulubieńców nazbiera.
Przechodząc do rzeczy, oto moi ulubieńcy ostatnich miesięcy. :)



1. Pielęgnacja - dwufazowa mgiełka do włosów.



Głównie jest to połączenie olejku arganowego z jedwabiem, z dodatkami wielu odżywiających różności. Ja swoją kupiłam w hurtowni fryzjerskiej, kosztuje ok 20 zł. Produkt jest ekstra wydajny, a włosy pięknie się błyszczą i nie opadają, moim zdaniem zakup na 5 gwiazdek :)

2. Makijaż - płynna matowa pomadka od Colourpop. 



Produkt na poziomie pomadek od Kylie, oczywiście kolory są inne, chociaż znalazłam wiele opinii porównawczych, gdzie niektóre kolory z tej firmy odpowiadają kolorom pomadek od Kylie. Używając pomadek obu tych firm jestem skłonna stwierdzić że dużo bardziej opłaca się kupić pomadke od Colourpop za 45 zł, niż od Kylie, gdzie koszt za kit wyniósł mnie ponad 200 zł. Mój kolor to Midi i poluje już na inne. :)

3. Ubranie - Czarny półgolf.



Na zimę jak znalazł. Pasuje dosłownie do wszystkiego. Ja swój dorwałam w lumpeksie za 3,50 zł. Deal życia. Luźny, idealny do ukrycia zimowych boczków. ;)

4. Muzyka - Vixen - Vixtoria.

https://www.youtube.com/watch?v=D5rcBYQyOj8

Moim zdaniem najbardziej motywująca piosenka jaką dotychczas słyszałam. Nie znoszę piosenek, w treści których ktoś użala się nad własnym losem, bo przez takie piosenki ludzie jeszcze bardziej się dołują.

5. Książka - Sekrety urody koreanek.



Książka o której już wspominałam na tym blogu, zrobiła wokół siebie wielki hałas, po części słusznie, jednak wzięłam na nią sporą poprawkę. Dzięki niej się bardzo dużo nauczyłam, jeśli chodzi o pielęgnację twarzy i ciała. :)

6. Film - Pitbul. Nowe Porządki. 


Wcześniej ten film w ogóle mnie nie interesował, dopóki nie usłyszałam o kolejnej jego części, mianowicie "Niebezpieczne Kobiety". Obejrzałam wszystkie 3 części Pitbula i uważam, że druga część jest najbardziej wciągająca i efektowna. :) FILMWEB


Pora na buble :)


1. Próbna matura.
Rzecz, której najmniej się spodziewałam, czyli zdana matematyka - oblany polski. Polecam czytać "Lalkę" i ćwiczyć rozprawki.

2. Zapomnialstwo.
W dobie internetu i tego, że wszystko mam zapisane w pamięci telefonu, informacje ulatują natychmiastowo. Ostatnio wybierając się na koncert moich ulubionych wykonawców (Grubson, Jarecki i DJ BRK), przygotowałam sobie na stoliku wywołane zdjęcia z koncertu w zeszłym roku, żeby zebrać na tych zdjęciach autografy. Na koncert jechałam ok 30km a 5 minut przed koncertem zorientowałam się, że tych zdjęć zwyczajnie nie wzięłam.. Wkurzona własną głupotą poprosiłam ochroniarzy o kilka biletów, które zabierali przy wejściu i tam zebrałam podpisy. Możecie zobaczyć ja na moim Instagramie. ;)

3. "Na złość".
Po wspomnianym wcześniej koncercie grzecznie czekałam w kolejce, żeby wziąć autograf i zrobić sobie zdjęcie z Grubsonem. Obok siebie zauważyłam pana, który robił zdjęcia przez cały koncert. W rękach trzymał sporych rozmiarów lustrzankę wyposażoną w wielki obiektyw i dodatkową lampę (pomijając już fakt, że lampa nie była mile widziana podczas koncertu). Pomyślałam "pewnie się zna". Poprosiłam więc "kolegę z branży", żeby zrobił mi zdjęcie z Grubsonem moim aparatem, ponieważ w pobliżu nie widziałam nikogo znajomego. Pod warunkiem, że podejdzie do niego pierwszy, zgodził się. Ja cierpliwie poczekałam na swoją kolej i po rozmowie poprosiłam o zdjęcie. Pan fotograf przez jakieś 3-4 podejścia nie mógł zrobić zdjęcia, bo "autofokus nie łapał ostrości". Widząc zniecierpliwiony tłum, który był już gotowy mnie staranować szybko przełączyłam tryb ostrości na manualny, fotograf cyknął zdjęcie, powiedział że jest ok. Ja naiwna tego nie sprawdziłam. Po powrocie do domu, gdy oglądałam zdjęcia zobaczyłam że całe zdjęcie jest rozmazane i nawet nie widać, że są na nim ludzie. Zrobiło mi się przykro i zastanawiałam się, czemu tak się stało. Czy chodzi o to, że robiłam mu konkurencję? Myślałam, że to fajnie, kiedy ktoś ma takie samo zainteresowanie, jak druga osoba, okazuje się, że panuje prawo dżungli. ;)

A czy Wy macie swoich ulubieńców ostatnich czasów? Zapraszam do komentowania :)
Pozdrawiam i ściskam - MG :)


Poprzednie posty:




sobota, 12 listopada 2016

Wyniki rozdania z okazji tysiąca :)

Dziękuję wszystkim osobom, które wzięły udział w konkursie, ilość tych osób, przyznam, trochę mnie zaskoczyła. :D Na podstawie kreatywnych wypowiedzi, oraz spełnionych wymagań wybrałam 3 osoby które otrzymają ode mnie po jednym wybranym przez nie prezencie. 








Paletkę z cieniami wyrywa:

Pig-nose kit oraz bronzer wygrywa:
I tutaj mam niespodziankę, ponieważ nikt nie spełnił wszystkich wymagań konkursu. Zestaw przejdzie do następnego rozdania, które odbędzie się z okazji drugiego tysiąca wyświetleń (zaobserwuj, by być na bieżąco). 


Serdecznie gratuluję zwyciężczyni, Ola, proszę abyś sprawdziła swojego maila. :)
Ściskam i tulę. <3


Co powiecie na lookbook zimowy?? 


Poprzednie posty:

-Pielęgnacja koreańska po polsku
-#ZWyższejPółki czyli Kylie Lip Kit
-LBA - Liebster Blog Award, czyli łańcuszek pytań od Allegiant


wtorek, 25 października 2016

Pielęgnacja koreańska po polsku

Ostatnio zrobiło się głośno na temat koreańskiej pielęgnacji twarzy, a to wszystko za pomocą Red Lipstick Monster, która w jednym ze swoich filmów poleciła nam książkę pod tytułem "Sekrety urody Koreanek" napisanej przez Charlotte Cho. Autorka książki to Koreanka mieszkająca od urodzenia w Kaliforni, która spontanicznie wyjechała w "rodzinne strony" i rozpoczęła tam swoją przygodę z urodą. Książka jest bardzo fajnie napisana, w formie bardziej opowiadania niż poradnika o urodzie, dzięki czemu przeczytałam ją błyskawicznie i odziwo bardzo dużo rzeczy zapamiętałam. Ja pielęgnacją twarzy i ciała interesuję się mniej więcej od 14 roku życia, wtedy zaczęłam borykać się z problemem bardzo obfitego trądziku młodzieńczego, nie tyle na twarzy, co na plecach. Wypróbowałam przemnóstwo sposobów na pozbycie się, zminimalizowanie, czy też ukrycie tego problemu, jednak bardzo często problem wracał ze zdwojoną siłą. Ta książka to był jeden z moich wielu eksperymentów, które przeprowadziłam na swoim ciele.

Książka zaopatrzyła mnie w bardzo cenne informacje, które moi dermatolodzy zwykle pomijali, nie wiedzieć czemu.. Np. fakt, jak bardzo słońce szkodzi skórze ubierali w suche słowa "nie chodzić na solarium, nie leżeć plackiem na słońcu".
Najczęściej walczyłam z wypryskami próbując je wysuszyć. Okazało się, że wysuszając skórę, tylko ją podrażniam, a problem się nasila.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdą z nas stać na to, żeby ot tak pójść do księgarni i kupić książkę za prawie 40 zł. Ja sama książkę pożyczyłam od Aurelki. Warto zapytać znajomych czy posiadają taką książkę i pożyczyć, np. za czekoladę a pieniążki przeznaczyć na kosmetyki, o których w tej książce mowa. Prawda, że prościej?

Autorka w książce poleca koreańskie kosmetyki do pielęgnacji twarzy i do makijażu, jednak na każdym kroku podkreśla, że niekoniecznie muszą być to TE konkretne kosmetyki. Tym bardziej, że nie kosztują one groszy. Próbując znaleźć te kosmetyki w internecie natknęłam się na takie strony jak myasia.pl czy cocolita.pl i tam możemy kupić kosmetyki koreańskich firm. Ale co zrobić, gdy nas zwyczajnie na nie nie stać? Postanowiłam nie wydawać kupy pieniędzy na kosmetyki, których zakup powtarzam na bieżąco i poszukać odpowiedników tychże produktów w polskich drogeriach, które są dostępne w każdym mieście.


Jak wygląda koreański rytuał pielęgnacyjny:




Koreański rytuał pielęgnacyjny liczy sobie 10 kroków, ale spokojnie. Nie codziennie wykonuje się wszystkie 10 kroków. Niektóre wykonuje się 1-2 razy w ciągu tygodnia.

Koreańczycy na pierwszym miejscu stawiają zawsze porządne oczyszczanie twarzy, a nam Polakom (tak, mam tu na myśli również panów) nie pozostaje nic innego jak brać z nich przykład. Stąd pierwszy krok, czyli oczyszczanie, jednak liczy on sobie aż trzy fazy. Dlaczego? Bo czysta buzia - to zdrowa buzia. :)

1. Demakijaż i olejek myjący.

Nie ma nic bardziej przyjemnego w oczyszczaniu twarzy jak masaż przy użyciu olejku myjącego. Zwykle jest to mieszanka różnych olejków, które najpierw wmasowujemy w buzię. To pozwala wszystkim substancjom oleistym i sebum rozpuścić się, a tego nie osiągniemy nawet płynem miceralnym. Potem dodajemy odrobinkę wody, wtedy olejek zmienia się w delikatne mleczko, które oczyszcza skórę nie powodując przy tym żadnych podrażnień. Po chwili całość zmywamy ciepłą wodą.
Póki co na polskim rynku kosmetycznym jest dość mało takich produktów, ale myślę, że już niedługo będziemy mieli ogromny wybór w tej kategorii, gdyż staje się to coraz bardziej popularne. Ja używam olejku myjącego firmy Bielenda, która ma już w swojej ofercie cztery różne olejki myjące, jeden z nich zawiera większą ilość kwasu hialuronowego, który ekstra nawilża cerę, drugi zawiera więcej pro-retinolu, inny zawiera olejek różany, który łagodzi zaczerwienienia i uspokaja cerę naczynkową. Podobne olejki oferuje firma kolastyna. Ja używam tego pierwszego, a wszystkie możecie dostać w Rossmannie.














2. Kosmetyk myjący na bazie wody. 

Żel, krem, lub pianka do mycia twarzy. Kiedy żele i kremy przepełniają półki z kosmetykami do pielęgnacji - pianek jest zaledwie kilka. Te najbardziej dostępne to np. pianka firmy Undertwenty, która przeznaczona jest raczej do cery młodzieńczej skłonnej do wyprysków. Każdy kosmetyk dobiera się na podstawie indywidualnych potrzeb. Ważne jest, żeby kosmetyk był na bazie wody, nie zawierał alkoholu oraz substancji, które Was uczulają. Wystarczy sprawdzić to zerkając na pierwsze czynniki składu produktu. Zapytasz teraz "to po co mi olejek, skoro i tak myję później buzię żelem czy tam pianką?" Otóż dlatego, że ani sama pianka, ani sam olejek nie zmyją wszystkich zanieczyszczeń z Twojej twarzy. Dla upewnienia się, że buzia jest czysta, myjemy ją dwa razy. Ja używam do tego żelu do twarzy firmy Undertwenty AntiAcne, jednak już czuję, że to co miał zdziałać na mojej twarzy to zdziałał, a kolejne jego użycia nieco zaczynają wręcz podrażniać moją już zdrową skórę, a co za tym idzie - muszę zmienić kosmetyk na delikatniejszy. :)














3. Tonik.

Jest to produkt, którego wiele z nas nie lubi. Ja też nie lubiłam go, bo twierdziłam że wszystkie toniki szczypią i ściągają skórę zbyt mocno. Ważna zasada: jeśli szczypie, to nie znaczy że działa. Żaden produkt nie powinien szczypać ani za bardzo ściągać skóry. Jeśli Twój tonik tak działa - zmień go. Tonik nie tylko oczyszcza dogłębnie skórę, ale też przygotowuje ją do wchłonięcia kolejnych kosmetyków pielęgnacyjnych. Gdy pominiemy tonik, kremy nie wchłonią się tak głęboko, więc ich działanie będzie słabsze. Ja ostatnio skusiłam się na zakup toniku różanego firmy Evree pod wpływem dobrych recenzji i obietnic producenta i muszę powiedzieć, sprawdza się. Będąc pewna, że to produkt słabo dostępny szukałam go w internetowych drogeriach, jednak przy okazji szybkich zakupów okazało się, że taki produkt mogę już dostać w Rossmannie. Plus dla nich. :) Po użyciu toniku skóra nie piecze, nie ściąga się, a kosmetyki wchłaniają się świetnie.




4. Peeling

Wszyscy wiemy do czego służy peeling, tłumaczyć raczej nie muszę. A jeśli muszę to peeling służy do złuszczenia martwego naskórka, dzięki czemu komórki szybciej się regenerują a buzia jest ładna i gładziutka. Złuszczać buzię powinno się pi razy oko, raz w tygodniu. W zależności od potrzeb i tego, czy buzia jest wrażliwa. Grubość ziarenek decyduje o tym, czy delikatnie złuszczymy i oczyścimy policzki, czy też potraktujemy się niczym papierem ściernym, jeśli ktoś ma skłonność do suchych skórek lub skóra twarzy nie jest bardzo wrażliwa, może używać grubo ziarnistych peelingów. Ja sama używam delikatnego peelingu Under 20, bo nie mam potrzeby złuszczać buzi bardziej. Sporadycznie, raz w miesiącu robię sobie mini-zabieg mikrodemrabrazji w domu saszetką z firmy Marion, to trójfazowe połączenie peelingu  grubo ziarnistego, serum i maseczki spłukiwanej. Buzia - pupka niemowlęcia. <3 
Nie wszyscy wiedzą, ale złuszczać powinniśmy całe ciało. To poprawia krążenie, zmniejsza cellulit, skóra jest miękka i CZYSTA, a co za tym idzie - starzeje się wolniej.











Przechodzimy do pielęgnacji. W Korei wielką wagę przykłada się do nawilżania. Skóra nawilżona, to skóra miękka i pełna naturalnego blasku. Nie mylić ze świeceniem się. Nadmiar sebum to nie jest naturalny blask, którego oczekujemy. :D
Co więcej, nawilżona skóra jest mniej skłonna do wyprysków, które powstają w wyniku działania ratunkowego. Skóra jest sucha, więc organizm próbuje samodzielnie ją nawilżyć i produkuje sebum, którego nadmiar odkłada się w gruczołach łojowych i tak powstają wypryski. Nawilżona skóra produkuje mniej sebum, więc buzia się nie przetłuszcza. :)
Po kolei będziemy przechodzić od najlżejszych kosmetyków, do najcięższych. Gdy zrobimy odwrotnie, lżejsze kosmetyki zwyczajnie się nie wchłoną.

5. Esencja.

Samo to słowo brzmi superowo. Jest to najbardziej odżywcza część rytuału, dostarcza skórze najwięcej składników odżywczych i regenerujących. Nakłada się jej baardzo mało (zwykle porcje oddzielane są kropelnikami), ale dają baardzo dużo. Wklepujemy ją opuszkami palców w buzię. Póki co, w Polsce mamy totalny deficyt takich produktów, ale znając życie i firmy, które za wszelką cenę chcą prześcignąć konkurencję, już niedługo będziemy mogli w nich przebierać, do wyboru, do koloru.



6. Ampułki, koncentraty i serum.

Oczywiście nie wszystko na raz. Albo ampułka, albo koncentrat lub serum. Jak kto woli. Do tego kroku zaliczamy też lekarstwa od dermatologów. Ja osobiście używam na tym etapie tylko i wyłącznie leku przepisanego przez mojego dermatologa. Ampułek, serów i koncentratów mamy w drogeriach ile tylko się na półkach upchnęło, wybór mamy ogromny i na każdą dolegliwość możemy takie produkty sobie dobrać. To jest moment, kiedy przeciwdziałamy konkretnemu problemowi, czyli zmarszczki, trądzik itp. Szukamy chociażby w Rossmannie, Naturze czy Hebe.










7. Maseczka w płachcie.

Używa się jej 1-2 razy w tygodniu, zawsze po toniku.
W Korei jest to rzecz powszechna i nawet bardziej popularna niż tradycyjne maski, które się zmywa. Dzięki temu, że jest ona w płachcie, która ładnie przylega to twarzy, skóra jest zmuszona do tego, żeby przyjąć więcej składników odżywczych, bo one zwyczajnie nie odparują tak szybko jak w zwykłych maseczkach. W Polsce jest to jeszcze produkt ciężko dostępny i drogi. Powiedziałabym nawet że nie każdy może sobie na taki luksus pozwolić. W poszukiwaniu dobrej i taniej maski nawilżającej w płachcie natknęłam się w banalnym Carrefourze na maskę w płachcie koreańskiej firmy Skinlite. Kosztuje zaledwie 4 zł, w porównaniu do innych takich maseczek, niedrogo. 20 min relaksu a skóra jest nawilżona jak nigdy. Oczywiście w drogeriach znajdziecie dużo niewiele droższych takich produktów.





8. Krem pod oczy.

Na szczęście wybór mamy duży. Każdy z nas może niedrogo kupić krem pod oczy dopasowany do jego potrzeb, na zmarszczki, lub rozjaśnienie cieni itd. Krem pomaga krążeniu krwi pod skórą pod oczami, która jest bardzo cieniutka i wrażliwa, dlatego też nie traktujemy jej ciężkimi kremami, których używamy na całą  twarz. Specjalne kremy pod oczy są lekkie i nie podrażniają skóry, dzięki czemu zmarszczki mimiczne i cienie są mniej widoczne, a twarz wygląda na wypoczętą. Krem wklepujemy opuszkami palców, zaaplikowany roll-on'em, też wklepujemy, to poprawi krążenie i krem będzie działał szybciej.







9. Nawilżanie.

To moment, w którym używamy swojego ulubionego kremu nawilżającego. To, że znajduje się na końcu, nie znaczy jednak że się nie wchłonie tak jak powinien. Otóż wchłonie się, bez obaw. Największą wagę warto przyłożyć do nawilżania wieczorem, gdy skóra się regeneruje i wchłania więcej składników odżywczych. Istnieją maski całonocne, które nie brudzą pościeli i odżywiają i nawilżają skórę do samego rana, jednak w Polsce takich masek nie spotkałam, może ktoś z Was się na taką natknął? Ja na tym etapie używam kremu NIVEA Soft, który intensywnie nawilża. Zostawia odrobinę tłustego filmu. Postanowiłam wypróbować NIVEA Care, który tego filmu nie zostawia, jednak ten nie nawilża tak dobrze i moja skóra nie przyjęła go z otwartymi ramionami. Moim zdaniem kosmetyki Nivea nawilżają najlepiej, jeśli chodzi o kosmetyki ze średniej półki. A Wy jak uważacie?







10. Emulsja z filtrem przeciwsłonecznym.

Koreańczycy mają fisia i moim zdaniem przesadny lęk przed słońcem. Wiadomo, słońce szkodzi cerze, przyśpiesza starzenie, powoduje plamy, prowadzi do raka skóry. Treść książki zaopatrzyła mnie w cenne informacje na ten temat, jednak moje zdanie się nie zmieni - nie chcę być bladziochem. :D Wprawdzie od solarium stronię, nigdy nie byłam i się tam nie wybieram, jeszcze mnie nie pogięło. Unikam intensywnego słońca, smaruję się filtrem, jednak mam do tego taki stosunek, że jeśli człowiek jest troszkę opalony, wygląda zdrowiej. A zestarzeć i tak się zestarzejemy, prędzej czy później, umrzeć - umrzemy, jeśli nie na raka skóry, to najprawdopodobniej na inną chorobę. Jeśli się nie maluję, używam kremu z filtrem SPF 50 z firmy Isana, który daje efekt matujący i jest w białym kolorze, wtedy cera jest rozjaśniona, koloryt delikatnie wyrównany, a buzia zabezpieczona. Nie będę wyglądać jak Bill McElligott. :D Jeśli się maluję, używam bazy Rimmel z filtrem SPF25, zawsze to jakieś zabezpieczenie. Oczywiście filtr po jakichś 4 godzinach wyparowuje i trzeba się nim posmarować jeszcze raz. Wodoodporne filtry okazują się być mitem, bo mimo, że olejek na skórze zostanie, filtr ulatnia się po każdej kąpieli w wodzie. Teraz na szczęście coraz więcej kosmetyków do twarzy posiada filtry przeciwsłoneczne, co na pewno wyjdzie nam na dobre. :)







Codzienny proces w moim przypadku trwa jakieś 10 minut. O dziwo, krótko. Jednak wystarczy naprawdę chwila, żeby zadbać o siebie. Pielęgnację koreańską stosuję od jakichś dwóch miesięcy a efekty zauważyłam już po kilku dniach. Teraz mam pewność, że moja buzia jest naprawdę czysta, z twarzy zniknęła większość przebarwień i z każdym dniem jest tylko lepiej. Sporadycznie wyskakują mi tzw. stresolce, czyli drobne wypryski spowodowane nadmiarem stresu, no ale w klasie maturalnej jest to nieuniknione. Makijaż wygląda dużo lepiej i dłużej się trzyma, dzięki temu, że mam świadomość, czego moja skóra potrzebuje. Na początku nie wierzyłam w to co czytam i brałam na to wieeelką poprawkę, jednak przy jakiejś okazji, gdy pomalowałam się na szybko tj. podkład i tusz do rzęs, moja koleżanka pochwaliła mój makijaż i zapytała, jaki mam rozświetlacz, bo moja buzia się nie błyszczy, ale jest ładnie rozświetlona. To poprawiło mi humor na cały dzień i zmotywowało do napisania tego postu. 


Mit o tym, że trzeba wydać setki na kosmetyki wspomniane w książce zostaje obalony - wystarczy poczytać i dobrze poszukać. To, czego namiętnie szukasz w internecie, bo przecież w Polsce tego nie ma, okazuje się być na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko pokombinować.


Mam nadzieję, że ten post pomógł osobom, które zastanawiały się nad tym "gdzie ja to wszystko dostanę", lub "skąd ja wezmę na to pieniądze", tym, którzy chcieliby spróbować, ewentualnie tym, którzy są w tym temacie zieloni i właśnie buszują, żeby co nie co wiedzy nabyć. 


A'propos koreańskiej pielęgnacji, zapraszam na ROZDANIE, w którym można wygrać zestaw usuwający wągry koreańskiej firmy Holika Holika czyli Pig-nose clear black head 3-step kit.

Daj znać co sądzisz o tym poście.
A jak Ty dbasz o swoją skórę? 




Poprzednie posty:







sobota, 22 października 2016

Rozdanie!!!

Z okazji pierwszego tysiąca wyświetleń chciałabym na wstępie podziękować wszystkim, którzy wchodzą tego bloga, poświęcają na to swój cenny czas, a w szczególności chciałabym podziękować wszystkim, którzy go czytają! Jest to z Waszej strony solidny kopniak w tyłek, po którym wystrzelam do przodu jak z procy :D Dzisiaj to ja mam dla Was i to aż trzy prezenty!

Pierwszy z nich to ekstra wielki puder brązujący marki Isa Dora w odcieniu 88 GOLDEN BROWN. Dostałam go w prezencie bez okazji od mojego kuzyna, który (wspominając jego słowa) kupił swojej żonie puder, ale ona nie chce go używać bo twierdzi że jest dla niej za ciemny. Pominę już fakt, że żona ma cerę porcelanową i jedyny puder, który by pasował do jej twarzy to transparentny. Jako kosmetyk z wyższej półki sprawdza się świetnie i jest jak najbardziej warty ceny. W środku znajduje się również lusterko, co nadaje mu praktyczności. Otwarty jakieś 3 miesiące temu, przydatność do używania to 12 miesięcy. jedynym minusem jest to, że od wykładziny w mojej komodzie, dół się zwyczajnie wytarł. Idealny do delikatnego ocieplania twarzy jak i ostrego konturowania. :)








Na drugi ogień idzie paletka cieni firmy Catrice ABSOLUTE MATT.
Posiada 6 totalnie matowych cieni, które są idealne do wykonania matowego smoky eye. Cóż tu więcej pisać, są ekstra. A no i dołączony jest do nich dwustronny aplikator z pędzelkiem i gąbeczką. :)




Ostatnim produktem jest 3-fazowe oczyszczanie noska firmy Holika Holika, czyli Pig-nose clear black head 3-step kit!
Chyba nie muszę tłumaczyć do czego służy. :D ale jeśli muszę: Pierwszy krok to mini maseczka w płachcie otwierająca pory, drugi to plaster naklejany na nos, który po oderwaniu wyciąga wągierki, a trzeci to łagodzący pasek z hydrożelu, który te pory zamyka i przeciwdziała powstawaniu nowym wągrom. :)





Kosmetyki oczywiście są wypróbowane, oprócz kitu na nos. Jednak to nie wpływa na ich wydajność.



 Zasady rozdania są banalnie proste, wykonalne dla każdej bloggerki/bloggera.

Wystarczy:

- Zaobserwować (nie wiem co znaczy określenie oficjalnie lub nieoficjalnie, ale oczywiście oficjalnie) mojego bloga;

- Zamieścić na swoim blogu baner reklamowy ten tu niżej i podlinkować go tym postem;


(tak wygląda baner reklamowy lewego technika reklamowego)


- Wybrać i powiadomić mnie w komentarzu, co chcesz wygrać i dlaczego oraz podać swojego maila;

Zwycięzców wybieram trzech, bazując się na spełnionych warunkach i wypowiedziach. :)
Rozdanie trwa od teraz do 10 listopada. Ogłoszenie wyników nastąpi 12 listopada ze względu na Święto Niepodległości. :)

Powodzenia Kochani!! <3



Poprzednie posty:

#ZWyższejPółki czyli Kylie Lip Kit
- LBA - Liebster Blog Award, czyli łańcuszek pytań od Allegiant
- Obiektywna recenzja WHOLESALEBUYING
- Kylie Matte Liquid Lipstick z Aliecxpress




czwartek, 6 października 2016

#ZWyższejPółki czyli Kylie Lip Kit


Mam przyjemność przedstawić Wam kolejny post z serii "o kosmetykach od Kylie Jenner", który dotyczy zestawu do ust czyli Matte Lip Kit. Oczywiście większość z nas kojarzy, ba, nawet nie trzeba tłumaczyć, co to jest Kylie Lip Kit, "bo to przecież oczywiste", jednak z mojego doświadczenia wiem, że wiele osób może być w tym temacie zielona. Mianowicie chodzi o zestaw matowej pomadki do ust w płynie i konturówki w tym samym kolorze. Zostały wydane przez firmę KYLIECOSMETICS i jest obecnie jednym z najbardziej pożądanych produktów kosmetycznych na rynku.



Posiadają je nawet inni twórcy kultowych kosmetyków np. JefreeStar czy HudaBeauty. Ja również odkryłam potrzebę, a nawet konieczność posiadania tego "kitu". Po uzbieraniu pieniążków (nastawiłam się na ~168 zł, bo tak mi policzył kalkulator walutowy) zamówiłam najdroższy w moim życiu kosmetyk, który za tą cenę nie liczył 20 sztuk szminek, a zaledwie szminkę i kredkę.

Ważne informacje!


Przy zamówieniu z polskiej karty kredytowej doliczana zostaje PROWIZJA! ja za swój zestaw zapłaciłam 177 zł z groszami.

Paczkę przynosi kurier, ale nie wychodzi z Twojego domu z pustymi rękami. Do paczki doliczają opłaty za odprawę celną, czyli CŁO! Ja na taką ewentualność się przygotowałam, jednak żadna polska vloggerka, które namiętnie oglądałam na YT nie wspomniała o tej opłacie, więc żyłam z nadzieją, że mnie ta opłata ominie, ale niee. CŁO wyniosło mnie 37 zł.

W sumie zapłaciłam za kosmetyki 214 zł z groszami.

Nie wiem dokładnie na jakiej zasadzie obliczają prowizję przy płaceniu przelewem, myślę, że to zależy od banku i rodzaju konta jakie się posiada więc ta kwota może być różna, a CŁO.. z tego co ostatnio zauważyłam, to kwestia szczęścia. Moja koleżanka z tej samej wioski zrobiła identyczne zamówienie, a listonosz nie poprosił ją o ani grosza.

Z przesyłką miałam pewne problemy, ponieważ szła do mnie chyba na pieszo. Paczkę otrzymałam równo 3 tygodnie po złożeniu zamówienia, tudzież niektóre znajome z mojej miejscowości otrzymały je już po jednym tygodniu. Kontaktowałam się w tej sprawie z biurem obsługi klienta w firmie kyliecosmetics mailowo, pracownicy okazali się mili i pomocni, więc nie jestem do nich tak mocno zrażona, bo w sumie to oni nie mają zbyt dużego wpływu na prędkość dostarczania paczek. W przeciwieństwie do wielu polskich firm, pracownicy kyliecosmetics podpisywali się imieniem, co buduje przyjazną atmosferę i po prostu nie mogłam być na nich zła. :)

Teraz przejdźmy do konkretów.

Kolor, który zamówiłam to Candy K, moim zdaniem najbardziej neutralny, najbardziej przypominający kolor ust, naturalnie podkreśla uśmiech i nie zmienia się w kicz w połączeniu z mocnym makijażem oka.
Tak. Mocny makijaż oka i mocne podkreślenie ust to kicz.
Wiem, że instagram wpaja Ci co innego, ale nie wierz mu, Instagram to sfałszowana rzeczywistość, ale o tym innym razem. :)
W każdym razie pudełko, w które jest zapakowany zestaw jest porządne, niestety przychodzi całe obklejone pamiątkami z odprawy cywilnej oraz nie wygląda już tak ładnie, jak to wysyłali jeszcze niedawno, pudełko jest całe czarne, tylko w środku ma te swoje słynne zacieki. Oderwałam wszystkie naklejki, włącznie z tą, na której był mój adres i reszta danych, z nadzieją, że chociaż tam będzie mały napis Kylie.. Nie było go. No nic.


Na zdjęciu znajdują się również fejki, o których możesz przeczytać w tym poście.
Niedługo wrzucę post porównawczy, zaobserwuj, by być na bieżąco. :)


W środku oprócz zestawu znalazłam oczywiście kartkę z podziękowaniem od samej Kylie, która jest przeszczęśliwa, że powiększamy jej milionowe dochody, fakturę oraz kartę mojego zamówienia. To wszystko jest zabezpieczone białą pianką, więc nic nie miało prawa się przemieszczać po pudełku.
Co do samego pudełeczka z zestawem, jest fajnie zaprojektowane, ząbki ładnie się mienią pod wpływem padającego światła.



 W środku pomadka od kredki oddzielona jest kartonikiem, co zmniejsza ryzyko porysowania się ich o siebie.


A oto, co znalazłam w pudełeczku:







Od razu wzięłam się do testowania. 



Byłam mega ciekawa, co tak świetnego jest w pomadce za ponad 200 zł, czego nie ma w pomadkach za 10/20 zł. Skład mają przyjemny, nie zawierają substancji szkodliwych a wręcz wiele zmiękczaczy, witaminy, substancje zapachowe i barwniki. Niektóre nazwy w składzie wydawały mi się przerażające na pierwszy rzut oka, jednak szybko okazywało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. 



Oba kosmetyki najlepiej zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia.


Krok 1 - kredka




Jest kremowa, choć nie tak bardzo, jak się tego spodziewałam. Po prostu nie ciągnie za skórę i nie szura po wardze. Moim zdaniem to lepiej, bo czasami niemożliwym jest natemperować kredkę, gdy rysik jest zbyt miękki. Na tą chwilę pomalowałam usta tą kredką już jakieś 6/7 razy i jeszcze nie musiałam jej temperować. A tak prezentuje się po użyciu - na ustach:


Moje usta są zwykle suche i pękające blisko środka między innymi właśnie z tego powodu, że mam ostatnio kompletnego fisia na punkcie matowych pomadek. Polecacie jakiś balsam, który mega mocno odżywia i nawilża usta? 

Po obrysowaniu ust przechodzimy oczywiście do wypełnienia całości pomadką. Ze strachu przed przedwczesnym wysuszeniem się produktu darowałam sobie zdjęcie aplikatora, ale przyznać muszę, że jest inny niż wszystkie. Jest tak jakby bardziej włochaty, te włochy są bardziej miękkie i tak jak kredka, nie trą po ustach. Malowanie tym aplikatorem to czysta przyjemność <3
Konsystencja pomadki jest zaskakująco rzadka, myślałam, że przez to pigmentacja będzie marna, no bo jak mam sobie pomalować usta, jeśli nie mam prawie wcale produktu na aplikatorze, no i zdziwiłam się. Za jednym razem pomalowałam całe usta i nie musiałam wcale dokładać produktu. Pigmentacja - pierwsza klasa.

Czas na prezentację ust, czyli "Wearing Candy K today" <3









Produktu dosłownie nie czuć na ustach. Wysycha mniej więcej po 5/10 sekundach od nałożenia i trzyma się w nieskończoność. Prezentuje się ekstra. Komfort noszenia jest nieporównywalny do innych matowych pomadek. Produkty przeszły również próbę czasową, czym chwaliłam się na prawo i lewo. Malując się do szkoły, nałożyłam pomadkę mniej więcej ok godz. 7 rano. W szkole zjadłam dwie kanapki, cały czas coś piłam, czekoladę na gorąco, herbatę, Kubusia, wodę. Pomadka została na swoim miejscu nienaruszona.




Podsumowując:

Pomadka od Kylie to świetny produkt, chociaż nie miałam okazji porównywać go z produktami i takiej samej cenie. 
Nie ma czegoś takiego jak "tańsze zamienniki". Zawsze będą różniły się składem, czegoś będzie mniej a czegoś więcej i już nie będzie to to samo, a kolor zawsze będzie się różnił.
Myślę, że żadna pomadka nie jest warta tak wysokiej ceny, mam wielki szacunek do rodziny Kardashianów za to, że robią taki biznes na tak małych produktach, a dziewczyny prują sobie flaki w dorywczych pracach i odejmują sobie jedzenia od ust, żeby tylko mieć pieniądze na te produkty, a później czatują na godzinę 3pm, żeby wirtualnie walczyć o zakup, bo znam takie przypadki. :D 

Jakie jest Twoje zdanie na temat kosmetyków od KylieCosmetics? Czy warto wydać sporą część wypłaty na małą pomadkę? Może masz już taki zestaw? Daj znać koniecznie. :)

Kolejny post będzie dotyczył ROZDANIA! Zaobserwuj, by być na bieżąco. :)

Pozdrawiam - MG :)





poniedziałek, 3 października 2016

LBA - Liebster Blog Award, czyli łańcuszek pytań od Allegiant

Już jakiś czas temu otrzymałam od Allegiant nominację do LBA, za co bardzo dziękuję, z braku czasu i nagłej anginy zabrałam się za to właśnie teraz. :) Nie zapomnij sprawdzić, co działo się w poprzednim poście. :)



Postaram się odpowiadać na pytania szczerze, ale też bez nudy. Zaczynamy. :)

1. Jak spędziłaś swoje wakacje, a jak je zaplanowałaś - czy coś się różniło?

Wakacje spędziłam na spokojnie, jedyną podróżą okazał się wyjazd nad morze, planowałam wyjazd na dwa tygodnie, potem na 8 dni.. koniec końców spędziłam tam 6 dni, z czego tylko 2 dni były słoneczne i mogłam się opalać. :P Planowałam jeszcze odwiedzić mój ukochany Kraków, jednak się nie udało, cały sierpień spędziłam w domu i oprócz sporadycznych zdjęć, jeżdżenia na kąpielisko i spotykania się z koleżankami nie robiłam praktycznie nic. Wolny czas spędzałam na czytaniu artykułów makijażowych, oglądaniu vlogów i uczenia się fotografii. :)


2. Czy Tego lata podejmowałaś jakieś wyzwania?

Próbowałam podjąć wyzwanie dokształcenia się w zakresie fotografii, jednak warsztaty na które miałam zamiar pójść odwołano, pozostało mi więc uczyć się z YouTube'a. 

3. Udało Ci się tych wakacji zobaczyć co chciałaś? Jakieś zabytki czy miasta?

Udało mi się zwiedzić i poznać dokładniej Międzyzdroje, chociaż nie do końca, bo chciałabym jeszcze poznać tamtejsze kluby i dyskoteki. Podczas mojego pobytu nie miałam takiej możliwości. :)

4. Co chcesz robić po szkole (całkowite skończenie gimnazjum, liceum, technikum, zawodówki czy nawet podstawówki)?

Najbardziej na świecie chciałabym pójść na studia fotograficzne, założyć swoją działalność i zamieszkać sama (a raczej z którąś z moich koleżanek) a to wszystko w Krakowie <3
Ale wracając do rzeczywistości. 
Swoją działalność już rozpoczynam, więc pozostaje mi się tylko wybić na tle ogromnej konkurencji. Chcę poszerzać swoje kwalifikacje zarówno w dziedzinie fotografii jak i reklamy, na szczęście mogę to połączyć i  to bardzo mnie cieszy, bo z wykształceniem, które wyciągnę z technikum nie będę miała większego problemu ze znalezieniem pracy w swojej branży. :) 
Póki co - w moim zamiarze jest zrobić po szkole rok przerwy, rozwinąć się jako fotograf, zarobić na górkę i wtedy pójść na studia.

5. Skoro jest blog to czy myślałaś o założeniu kanału na YouTube? :> 

Bawiłam się w "vloggerkę" gdy mój tato kupił do domu moją pierwszą kamerę a YouTube było stroną, której praktycznie nikt jeszcze nie znał.. Gdy kupiłam mój pierwszy aparat, razem z Aurelką nagrywałyśmy "wiadomości", tutoriale, wywiady z gwiazdami, którymi byłyśmy my same i wiele innych głupot. Czasami, gdy nie mogę znaleźć jakiegoś tutoriala lub recenzji po polsku na temat jakiegoś produktu nachodzi mnie ochota, żeby zrobić to własnoręcznie, więc.. tak, myślałam. Ale to raczej nigdy nie dojdzie do skutku.. A może jednak... ;)

6. Co sądzisz o social media? (Twitter, Snap, Insta itd)?

Social Media (portale społecznościowe) są spoko, jeśli używa się ich z umiarem. Mogłabym napisać o tym osobny post, bo to "temat woda"! :D Sama posiadam Facebooka, swój FP na tymże portalu, Instagrama iii.. Snapa. Facebooka używam głównie do komunikowania się za darmo i kontaktowania z moją klasą w sprawach bieżących oraz czasem oglądam zdjęcia dalszych znajomych. Sama rzadko coś udostępniam, bo gdy patrzę na tablicę zawaloną reklamami i postami typu "wygraj iPhone'a" to wydaję mi się, że mój wartościowy post z konkretnym przekazem po prostu zostałby zignorowany. Nawet nie mam oryginalnego Facebooka oraz Messengera tylko zamienną aplikację na stare telefony, która ogranicza niepotrzebne funkcje do minimum i mi to pasuje. Na Instagramie mam, myślę, średnią ilość obserwatorów, dodaję zdjęcia, które nie przedstawiają fałszywej rzeczywistości, np jak to ja czytam książki pijąc kawę w białej pościeli z białego kubka i nie przedstawiam wszystkich moich nowych dzieci, czyli nowej pary butów które kosztowały połowę wypłaty rodziców, brata i emerytury babci razem wziętych. Na Snapie mam zaledwie 30 znajomych, tych, których życie codziennie mnie interesuje i wzajemnie. Bo szczerze.. wali mnie to co je właśnie na obiad jakaś pierwszoklasistka, która zna mnie tylko i wyłącznie z tego tytułu, że chodzimy do jednej szkoły. Sama dodaję zdjęcia na mystory sporadycznie. Są oczywiście osoby, z którymi wymieniam się snapami na bieżąco, ale to są moi najbliżsi przyjaciele. Uważam, że każdy ma prawo do prywatności i powiem więcej, w tych czasach jest to nawet możliwe. Bo nigdy jakoś nie przyszło mi do głowy zrobić sobie zdjęcia np półnago i wysłać to w Internety, to szczyt głupoty. Kiedyś jeszcze posiadałam konto na ask.fm, ale to też szybko mi przeszło, właśnie dlatego, żeby chronić własną prywatność. :)

7. Chciałabyś być bardziej znana, rozpoznawalna jako blogerka?

Nie wiem :D Chyba bardziej bym chciała być rozpoznawalna jako dobry fotograf, bo życie internetowe, to całkiem inna rzeczywistość. :)

8. Co by było gdyby bardzo znana marka typu Dior, czy Kors zaproponowali Ci współprace z nimi pod warunkiem wyjazdu za granicę.. do nich na przynajmniej dwa lata, gdzie mogłabyś tylko sporadycznie kontaktować się z najbliższymi. 

Zdecydowałabym się na ten wyjazd. Zawsze to jakieś doświadczenie a żadne doświadczenie w życiu nie jest niepotrzebne. Ostatnio przeczytałam książkę "Sekrety urody Koreanek" i bazując na opowieści Charlotte uważam, że warto czasem podjąć spontaniczną decyzję. A dwa lata to znowuż nie tak dużo, czas leci mi coraz szybciej, więc ani się obejrzeć a już bym musiała wracać do domu. :)

9. Nadarza Ci się okazja pozowania w bardzo znanej i drogiej biżuterii (możesz o tym pisać posta i wrzucić swoje zdjęcia), ale nago! Czy zgadzasz się na to?

A w życiu! Ja swoje piękne (na swój sposób ale zawsze) ciało wolę zostawić dla siebie i ewentualnie męża. Mogę robić akty jako fotograf, ale nie uczestniczyć w nich jako modelka. :)

10. Wieczorami gdy jesteś bardziej wyluzowany przychodzą ci do głowy pomysły na kolejne posty/stylizacje, zrywasz się wtedy z łóżka by to wszystko zapisać a może zostawiasz to na rano?

Zostawiam na rano a później nie pamiętam, co miałam zrobić. :D

11.  Masz w planach zmienić coś w swoim blogu? Nagłówek, treść może sam tytuł bloga?

Myślę czasami o zmianie nazwy na coś ze słowem "obiektywnie", które nawiązuje do mojej pasji ale też sposobu moich wypowiedzi :)


KONIEC :)


A teraz moja kolej. :D

Nominuję:



A oto pytania Moje Drogie:
1. Jakie masz postanowienie na ten miesiąc?
2. Jaki masz sposób na spędzanie szarych, deszczowych, jesiennych dni?
3. Jakich kolorów masz w szafie najwięcej?
4. Kto jest Twoim autorytetem?
5. Czasopismo vs. książka i dlaczego?
6. Kto wspiera Cię przy prowadzeniu bloga, a kto wręcz Ci to odradza?
7. Kiedy ostatnio byłaś w kinie, na jakim filmie i co możesz na o nim opowiedzieć?
8. Dlaczego jesteś blogger'ką?
9. Sklep stacjonarny vs. internetowy i dlaczego?
10. Jaki jest Twój ulubiony styl wystroju wnętrz? :)


Czekam niecierpliwie na Wasze odpowiedzi i pozdrawiam serdecznie :)


Czy spodobał Ci się ten post? Daj znać koniecznie. :)
W kolejnym poście opowiem o tym, jaką paczkę dostałam aż z Ameryki <3
Zaobserwuj, by być na bieżąco :)
MG :)



niedziela, 2 października 2016

Obiektywna recenzja WHOLESALEBUYING



Wpis nie jest sponsorowany.

Jakiś czas temu dotarło do mnie moje zamówienie z wholesalebuying.com i chciałam się pochwalić moim pierwszym wrażeniem co do tej strony w porównaniu do innych chińskich stronek z ubraniami, których przejrzałam w ciągu mojego krótkiego acz bujnego blogowania.
Sklep internetowy ma bardzo szeroką ofertę, można tam kupić dosłownie wszystko, oprócz jedzenia. Od ubrań przez akcesoria elektroniczne po przyrządy kuchenne. W ustawieniach możemy zmienić preferencje na ceny w polskich złotych, sortowanie według cen, popularności, nowości itp. Korzystanie z tej strony jest bardzo łatwe, ponieważ jej budowa nie różni się zbytnio od innych chińskich sklepów takich jak Dresslink, Sammydress, czy Zaful. W koszyku od razu można zobaczyć ile się zapłaci za dany produkt razem z przesyłką. Koszt przesyłki naliczany jest tam w zależności od wagi produktu.

Od dłuższego czasu interesuję się makijażem, nie dlatego, że jest na to moda, chociaż to też ma w to wkład, ale przede wszystkim po to, aby być świadomą swojego wyglądu, tego, co mogę jeszcze zmienić a co poprawić, żebym wyglądała po prostu korzystnie i stała się bardziej pewna siebie. Nikt nie jest bardziej pewny siebie, niż człowiek, który ma świadomość, że dobrze wygląda. Niby nie szata zdobi człowieka, nie oceniaj książki po okładce i inne przysłowia, a jednak to wygląd tworzy dobre lub złe pierwsze wrażenie o naszej osobie naszego rozmówcy. Sama nie lubię rozmawiać z ludźmi, którzy o siebie nie dbają, tj. ktoś kto ma nieświeży oddech, albo nie mogę znależć oczu między ogromnymi pryszczami, albo gdy ktoś wychodzi na dwór w ubraniach, w których spał.. Albo wyskakuje mi w Rossmannie pracownica, po której od razu widać, że nie ma bladego pojęcia na temat makijażu i dbania o siebie, bo nie dość, że tleniona blondyna, której fryzjer zapomniał powiedzieć, że jak nie będzie używała srebrzyka to jej włosy pożółkną, to ma kruczo-czarne brwi, które dominują na jej twarzy, a podkład zważył się jej jeszcze w opakowaniu, no i biedna chce mi jeszcze doradzać...

Odeszłam od tematu... :D

No więc, żeby mój makijaż wyglądał w miarę naturalnie i prezentował się lepiej, niż wcześniej, zaczęłam szukać pędzli do makijażu. Koleżanki blogger'ki poleciły mi chińskie pędzelki, które jakością nie odbiegają od profesjonalnych przyrządów, a jednak cena uśmiecha się do kieszeni ucznia, który pracuje dorywczo za grosze. Porównując ceny z przeróżnych stron, np. Wish, Banggood, Aliexpress, Allegro itp. trafiłam na Wholesalebuying, gdzie cena i wiarygodność najbardziej przypadła mi do gustu, zamówiłam zestaw 11 pędzli, który wyniósł mnie 28 zł z groszami. Płatność była możliwa przez kartę kredytową lub popularne PayPal. O dziwo do ceny ostatecznej nie został doliczony koszt podatku VAT ani CŁO. Sam zestaw pędzli kosztował 15,50 zł, więc nieco ponad złotówkę od sztuki. Przesyłka była w sumie droższa od samego produktu, bo wyniosła ok 18 zł, ale łącząc koszty stwierdziłam, że to i tak niedrogo.

Zamówienie złożyłam 15 lipca, przesyłka szła przez ChinaPost. Paczkę znalazłam w mojej skrzynce 4 sierpnia, chociaż myślę, że była tam już wcześniej.. Ostatnio mój listonosz zrobił się trochę leniwy, nie spodziewałam się, że zostawi paczkę w skrzynce, bo zwykle przynosił ją do domu. Może to dlatego, że ostatnio trochę przytyłam.. ;)

Znowu odchodzę od tematu... >.<

Zestaw liczy 6 pędzli do makijażu całej twarzy oraz 6 do makijażu oczu. Mianowicie:



Począwszy od lewej:
1. Pędzelek do makijażu brwi, malowania kreski na powiece, oraz podkreślania dolnej powieki.
2. Pędzelek do nakładania cieni na górnej powiece ruchomej.
3. Pędzelek do rozcierania kreski.
4. Pędzelek do nakładania cieni i blendowania w załamaniu górnej powieki.
5. Puchaty pędzelek do blendowania i nakładania cieni na całą powiekę.
6. Pędzel do rozcierania korektora.
7. Pędzel do nakładania podkładu.
8. Pędzel do różu/bronzera (ale bardziej różu).
9. Pędzel do nakładania pudru sypkiego lub w kompakcie.
10. Pędzel do konturowania na mokro.
11. w sumie nie wiem do czego on służy.. Dajcie znać, jeśli wiecie. :)











Zdjęcia zrobione są akurat po skończeniu makijażu, po każdym umyciu końcówki są białe. :)



Pędzle są z włosia syntetycznego, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu są nieziemsko miękkie. Bałam się użyć ich bez mycia więc wypróbowałam je dopiero na drugi dzień. Rączki są bambusowe, dzięki czemu pędzle są lekkie i moja rączka się nie męczy. Po umyciu włoski nie wypadły w żadnej ilości i żaden włos nie odstawał od reszty. Kształty rączek różnią się od siebie i są dopasowane do funkcji każdego pędzla, więc nakładanie kosmetyków staje się jeszcze wygodniejsze. 

Pędzle, które używam myję po każdym użyciu, a te, które po prostu ładnie prezentują się na toaletce myję raz w tygodniu szarym mydłem Biały Jeleń. Macie jakieś ulubione sposoby mycia pędzli? Chętnie poznam Wasze opinie i nawyki co do czyszczenia pędzli. :)

Co do sklepu i zakupu jestem bardzo zadowolona, ponieważ nie miałam żadnych problemów z przesyłką ani opłatami i myślę, że to jeden z lepszych chińskich sklepów internetowych na rynku, gdzie jest ich coraz więcej, a ich wiarygodność jest co najmniej wątpliwa.

Czy zamawialiście coś z wholesalebuing? Jak wspominacie zakup? Jakie pędzle do makijażu polecacie?? Podzielcie się tym ze mną w komentarzach, otwierajcie dyskusje, wymieńmy się doświadczeniami. :)

W kolejnym poście pochwalę się, jaką paczkę dostałam z Ameryki. :)
Zaobserwuj, by być na bieżąco. :)
Pozdrawiam - MG :)